Strona główna   Ogłoszenia i intencje   Liturgia   Duszpasterstwo   Historia   Multimedia   Cmentarz   Kontakt




44
51

Legendy

LEGENDA O MIECZU
(Autor: Aleksandra Wojciechowska)

 Dawno temu, gdy Bolesław Chrobry wracał z jednej ze swoich zwycięskich bitew, zatrzymał się w okolicy otoczonej przez pola, barwne łąki i lasy pełne zwierzyny. Postanowił zostać tu na cztery dni. W drugim dniu pobytu na tejże ziemi wezwał król do swego namiotu rycerza Sądka, który zachwycił go swą postawą na polu bitwy. Sądek był mężczyzną w średnim wieku, dobrze zbudowanym i zahartowanym przez wojny. Nie cechowała go litość dla wroga, gdyż stracił całą rodzinę. Bolesław Chrobry zwrócił się do rycerza:

- Słuchaj Sądku, walczyłeś dzielnie i jestem z Ciebie dumny. Pragnę, byś wziął w nagrodę jedną z tutejszych ziem i założył na niej osadę.

Sądek zgodził się od razu, złożył ukłon i podziękowanie, po czym na koniu ruszył wybrać miejsce na osadę. Zaczął rozglądać się po okolicy. Nagle zauważył łąkę, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Patrzył zdumiony. Przez zielone trawy przebijały się niebieskie chabry. Gdzieniegdzie żółtym blaskiem raziły w oczy mlecze, a zielone koniczynki rozsiane były po całej łące. Dalej czerwone maki znaczyły granicę. Wśród tej różnorodności roślin latały kolorowe motyle i pracowite pszczoły.

Zachwycony Sądek chciał wbić w ziemie miecz , na znak brania jej w posiadanie. W tej chwili jednak zrzedła mu mina - miecz mimo że rycerz pchał go silnie, nie chciał wejść w glebę. Sądek zmarszczył brwi i ze zdumieniem patrzył na błyszczący w słońcu miecz. Jeszcze raz ponowił próbę, lecz w końcu zrezygnował. Odjeżdżając powiedział tylko:


- Mam nadzieję, że się nie mylisz mój mieczu.

Wolno podjechał do pola leżącego najbliżej. Na całym polu kiełkowała świeża, zielona trawa.

- To poletko mi się podoba - pomyślał Sadek.

Już miał wbić miecz, ale ten znowu zatrzymał się.

- Dość tego! - rzekł zdenerwowany rycerz - Nie jestem głupi i nie będę wierzył zwykłemu mieczowi.

To mówiąc, Sądek rzucił broń przed siebie. Niestety jakiś głos, jakby duch, mówił:

- "Usłuchaj mnie, zaufaj mi!"

Sądek wrócił, wziął miecz i pojechał dalej szukać ziemi. Objeżdżał wszystkie pola i łąki, jednak wszędzie było to samo - ziemia twarda jak kamień. Wreszcie zasmucony rycerz podjechał do najgorzej wyglądającej ziemi. Cała była zasypana kamieniami i sporo było tu groźnie wyglądających krzaków, na których sterczały i straszyły kolce. Zobojętniałym ruchem podniósł miecz, który bez oporu wbił się w ziemię. Teraz rycerz nie wiedział czy się cieszyć, czy smucić. Spojrzał na miecz i zapytał:

- I co mam zrobić?

W odpowiedzi usłyszał ten sam głos: "Usłuchaj mnie, zaufaj mi!"

- Spróbuję - krzyknął pełen radości Sadek.

Już wkrótce przekonał się, że miecz miał rację, gdyż piękne pola i łąki zwiędły i zniknęły, a wybrana ziemia wydała bogate plony. Tak powstała osada, która dzisiaj jest małą wsią - Sączowem.


 LEGENDA O SĘDZIMIRZE, DOROCIE I NIEDŹWIEDZIU

(Autor: Anna Fijołek)

 Pewnego dnia przybył na tereny łowieckie Sondczowa Sędzimir. Był to mężczyzna w sile wieku, przystojny i wspaniale zbudowany. Wybrał te tereny dlatego, że słynęły one ze wspaniałych zwierząt - jeleni, saren i dzików. Można tu było spotkać nawet niedźwiedzia, którego pragnął szczególnie upolować Sędzimir.

Słońce zbliżało się ku zachodowi, gdy zmęczeni myśliwi zatrzymali się na nocleg w osadzie. Trofea były marne, kilka sztuk dzików i jeleni, lecz nie było tam niedźwiedzia. Sędzimir spędził noc w chacie sołtysa, który miał pod opieką piękną dziewicę - Dorotę. Rodzice jej umarli, a małą sierotą zaopiekowała się sołtysowa, kobieta mądra i szlachetna.

Sędzimir poznał Dorotę, gdy podawała z gospodynią wieczerzę. O jej przeszłości opowiedział mu sołtys, kiedy siedzieli pod lipą i spoglądali na księżyc. Dowiedział się również, że Dorota jest wnuczką przyjaciela jego dziadka Sądka.

Nastał ranek. Sędzimir wyszedł przed dom, by zobaczyć wschodzące słońce. Widok był cudowny. Wspaniałe wzgórza pokryte były zielonymi lasami. Gdzieniegdzie widać było małe polanki, a na nich po kilka domków. Jak ognista kula rozpromieniało lazurowe niebo. Po nim, za lekkim podmuchem wiatru sunęły białe chmurki. Piękno letniego poranka, przesycone wonią lasu i śpiewem ptaków przerwał tętent konia, na którym zbliżał się jeden z rycerzy Sędzimira. Z daleka już wołał:


- Panie, znalazłem ślady niedźwiedzia!

- Gdzie? - zapytał zdziwiony Sedzimir.

- Przy wodopoju!

- Daj sygnał! Ruszamy na polowanie.

W chwilę później wyruszyli. Podczas polowania Sedzimir wracał myślami do pięknej Dorotki. Idąc po tropach, ubili niedźwiedzia. Po tej wyprawie przywieźli dwa wspaniałe trofea; jedno z niedźwiedzia, a drugie z dzika, którego szable były ogromne i błyszczące.

W drodze do zagrody sołtysa Sędzimir postanowił iść po obiedzie do kościoła i podziękować za udane polowanie. Ale podczas zwiedzania osady nie widział ani jednego.


- Czy w Sondczowie jest kościół? - zapytał Dorotę

- Nie.

- Więc gdzie się modlicie?

- Chodzimy do sąsiedniej wsi.

Sędzimir był zawiedziony. Pragnął poprosić pannę Dorotę o rękę, a ślub wziąć w Sondczowie. Jeszcze przed kolacją odbył rozmowę z sołtysem. Gospodarz z radością przyjął zlecenie na budowę kościoła. Fundatorem miał być Sędzimir. W następnych dniach zebrano całą sumę na wyposażenie kościoła. Znaczną część podarował rycerz. Wkrótce rozpoczęto budowę kościoła z drzewa modrzewiowego i dębowego. Fundamenty postawiono na jednej z polan wzgórza, nad którym w lecie wschodzi słońce. Po ukończeniu budowy rycerz podarował złoty krzyż, który stanął na ołtarzu. W niedługim czasie Dorota wyszła za Sędzimira. Ślub odbył się w Sondczowie, a młodzi państwo zamieszkali tam na stałe, do końca już razem oglądali wschód i zachód słońca w pięknej wsi Sączów.


LEGENDA O SĄCZOWIE

(Autor: Karina Małota)

 Dawno temu, kiedy naszej wioski nie było jeszcze na żadnej mapie i nikt o niej jeszcze nie słyszał, nieopodal w grodzie Będzin, w potężnym zamku panował możny i bogaty książę. W Polsce rządził dobry i mądry król Bolesław, który jako dobry gospodarz często objeżdżał i oglądał swoje królestwo.

W pewien piękny i słoneczny dzień wyruszył ze swoją świtą odwiedzić pana na zamku w Będzinie. Przedzierał się przez liczne bory, lasy i wody, ponieważ w tych czasach ziemia była jeszcze bardzo zalesiona, a przyroda bardzo piękna i dziewicza.

Król poczuł się spragniony i zmęczony trudami podróży i postanowił odpocząć. Wybrał na to miejsce ogromną polanę z bujną i soczysta trawą oraz licznymi źródełkami, w których sączyła się kryształowo czysta woda. Tutaj król odpoczął, posilił się i zaczerpnął wody ze źródełek. Miejsce to bardzo spodobało się królowi i postanowił je nazwać. Ponieważ nie wiedział jaką nadać nazwę, zapytał swoje dworki. Wtedy jedna z nich powiedziała:


- Spójrz, królu na te przecudne źródełka, z których sączy się woda, czy to miejsce nie mogłoby się nazywać Sączów?

Król po krótkim namyśle odpowiedział:

- Tak, to dobra nazwa. To miejsce od dziś będzie osadą o nazwie Sączów.

I tak zostało. Chociaż jest jeszcze parę źródełek w naszej okolicy, to z nich nie sączy się już tak kryształowo czysta woda.

LEGENDA O KOŚCIELE W SĄCZOWIE
(Autor: Agnieszka Garczarczyk)

 Dawno temu, gdy w Polsce zaczęło się szerzyć chrześcijaństwo i gdy południowe krańce Polski zaczęła wyznawać chrześcijańską wiarę, ludzie z osady zwanej Sączowem zaczęli wierzyć w Boga i postanowili wybudować kościół z polnego kamienia. Ale jedna osada nie mogła wybudować kościoła, gdyż nie była zbytnio bogata. Rozesłano więc wiadomości do pobliskich osad, żeby ludzie zgodzili się im pomóc w budowie. Okoliczni ludzie zgodzili się z łatwością, ale postawili warunek, że kościół musi być wybudowany tak, aby wszyscy ludzie z okolicznych osad mieli do niego taka sama odległość. Sączowianie zgodzili się na warunek i za dwa dni rozpoczęto poszukiwania odpowiedniego miejsca. Postanowiono, że z każdej osady wyślą z rana wybranego człowieka, który miał wędrować na północ tam, gdzie się wszyscy spotkają, tam postawiony będzie kościół. Wybrani ludzie wyruszyli wczesnym rankiem. Spotkali się przed południem przy głównej drodze. Na drugi dzień zaczęło się zwożenie materiałów. Cała okolica została postawiona na nogi. Silni mężczyźni kopali fundamenty, dzieci przynosiły słomę, kobiety gotowały obiad, starcy robili plany. Wszyscy mieli zajęcie. Praca trwała cztery miesiące, brało w niej udział stu ludzi. Kiedy kościół był na wykończeniu, zaczęto go urządzać od wewnątrz. Wytopiono dzwon na wieżę i napisano na nim: "Ufundował Dyfolski". Nikt nie wiedział, kto to taki, ale wszyscy się cieszyli, że maja dzwon. Zakupiono też jeden mały dzwon. Później okazało się, że Dyfolski to ksiądz, któremu przedzielono te parafię.

I tym sposobem wybudowano pierwszy kościół w okolicy.


Wydrukuj tekst...





Bóg kocha Ciebie także w Piątek, 3 Maja,
2024 roku.


Do końca roku zostało 
243 dni.

Imieniny obchodzą:
Aleksander, Antonina, Maria, Mariola, Świętosława

_____________________________________

Statystyka
Osób online: 2







                             

stat4u